W grudniu w Granadzie jest zimno.
Nie ogrzało mnie nawet łóżko powabnej Marokanki.
Zresztą w grudniu w wielu miejscach bywa chłodno.
I nawet śpiewał o tym Pan Cohen.
Lecz ja do dzisiaj nie mogę zrozumieć
jak mogłem wstać w Granadzie z katarem?
Całą noc intensywnie myśląc o pięknej Nawal!
Może dlatego ,że poprzedniego wieczoru
piliśmy ciężką malagę?
Bo przecież nie mogła mi zaszkodzić fajeczka haszyszu!
Wypalona w miłym marokańskim towarzystwie.
W Polsce mamy zwyczaj zachłystywać się czasem zaborów.
Nieco skromności przydałoby nam porównanie historii Hiszpanii.
Gdzie ścierały się wpływy Kartaginy i plemion Wandali.
Aż Maurowie przynieśli tu z sobą inne zdobycze
zamiast wojen, które przeorały ten kraj.
Dając mu naukę i filozofię i architekturę.
I jakiegoś porządku mir.
Łącząc wyznawców wielu wiar.
Oczywiście przeszkadzało to jak zwykle
religii „jedynie słusznej”, katolickiej.
Maurowie w obronie przekształcili w dom
to co planowano początkowo tylko jako garnizon.
Tworząc założenie pałacowe Alhambrę.
A przypomnę tylko, że w tym samym czasie
Konrad Mazowiecki sprowadził nam na łeb krzyżaków.
Oczywiście aby wejść do Alhambry zabrakło biletów.
Bo wejście jest ściśle reglamentowane.
A mieliśmy tylko jeden dzień na zwiedzanie.
Więc weszliśmy do środka po polsku.
Dzięki tylnej bramie.
Wcześniej z Albaicine strony zrobiłem rozeznanie
bowiem widać to założenie z tarasów starówki Granady-
jak na dłoni.
Wiec kierowałem się od razu w stronę ogrodów.
Oczywiście po drodze korzystając z murów chłodu.
Oficjalnych budowli.
Lecz najbardziej mi szło o ogrody.
Bo to co najpiękniejsze w Alhambrze-
stworzono dla kobiet.
Założenie haremu oparto na prostokącie
a budowle wokoło i sadzawki-
na jego proporcji.
Z jakże niewidocznym zwiedzającym
kunsztem inżynierii nawadniającej.
A wszystko obsadzone drzewkami pomarańczy
mirtem , mirrą i jaśminem.
Zapach więc był odurzający lirycznie
i sprzyjał rozmyślaniom.
Że jak nigdzie indziej splata się tu wizja
i architekta i poety.
Albowiem jest w tej budowli niejeden portyk co sprawia
że filigran pałacu osiągnął architektoniczną świetność
i współzawodniczy z nieboskłonem o piękno.
Zaś inskrypcje poety Ibn Zamraka na pałacowych murach
są jak hymn wolności bo mówią wprost - nie jako metafora:
„Każdy, kto jest posłuszny prawom miłości swoimi oczami
wie, że prawem jest złamanie weta nałożonego przez cenzora”.
Jakże w tym ogrodzie miałem miłe spotkanie z Avicenną
co przybył mi w sukurs rozmyślaniom o potędze swobody myślenia
i zawarł to w swoich księgach o czterech żywiołach
które są nieustanną permutacją i świata tego podstawą.
(Chyba nikomu nie udało się piękniej tego muzycznie oddać
niż chłopakom z Third Ear Band..)
Kiedy Avicenna szerzył już swą naukową wiedzę
w całym świecie arabskim i dalekiego wschodu-
Mieszko polował jeszcze na żubry i podstawy państwa Polan
tworzył ze sprzedaży niewolników.
Wygląda jednak, że także miał jakiś wkład w rozwój etyki
bo z tych niewolników czynił perpatetyków
choć zapewne rozważania te z reguły kręciły się wokół ich bytu..
Nim wyrzucono mnie z tego rajskiego ogrodu
wypiłem jeszcze wino i wypaliłem fajeczkę haszyszu z Hafizem.
Bo nie odczułbym bez strof tego duchowego sybaryty - pełni
powabu flory wzorowanej na ogrodach Semiramidy.
I tej refleksji, ze dzieje tego świata tworzą silne osobowości
kierujący innymi dla swego szaleństwa lecz których czyny jedynie
zawsze oceniać możemy - potem..
Czy zatem znaczy coś słowo filozofa lub poety – najpierw?
Nim powstanie przyzwolenie na brutalną przemoc i zgoda
na niweczenie etyki zasad – dlatego, że można?
Ująłem w dłoń pomarańczę nim opadła na ogrodu murawę.
Czy powstrzymałem grawitację?