Przybył z Gruzji do Moskwy
po sławę wielkiego rewolucjonisty.
Takiego jeszcze świat nie poznał.
Typ spod czerwonej gwiazdy.
Rozpędzona do szaleństwa lokomotywa październikowej rewolucji.
Jego racja, to - siła.
Jego prawda, to - propaganda.
Jego zasada, to - wola ze stali.
Jego cel, to - sowieckie imperium.
Komunizm stał się narzędziem do stworzenia imperium
większego niż posiadali Carowie, ogromnego, jak mogli podbić sami
– Mongołowie.
Macher gangu wykonał powierzone zadania.
Pracowicie wysadzał pociągi, łupił pocztę, rozbijał banki.
Przyświecała sprawiedliwość zbójecka – grabić zagrabione.
Pod zarządem zbójów szybko rosła kasa partii.
Po śmieci Lenina, stronnicy Koby omotali sznurami intryg partyjny aparat.
Biada niedowiarkom!
Konkurentów rzeczywistych i domniemanych wycięto do nogi po teatralnym procesie wrogów ludu.
Gdy zdobyli pałac carów, Koba zasiadł na Kremlu.
Odtąd niepodzielnie kontrolował sowieckie imperium, bezwzględnie i krwawo.
Od Łaby do Władywostoku rozmnażano pomniki kultu wodza.
Jak mówi legenda: Stalin zakończył żywot półboga leżąc we własnych ekstrementach.
Coraz bardziej infantylny jest ten portal i najbardziej łajdacki jaki znam.