na chodniku zderzą się plemiona
w cieniu barykady miasta jak feniks
rzucą kamienie jednym językiem
z urojeń odleją pociski
kto komu wyważy drzwi
napiętnuje dzieci za rodziców
kto pierwszy naciśnie spust
zasłoni sobą niewinnych
butelki z benzyną i brukowce
oto jest wspólne rozgrzeszenie
zapłoną stosy bez czarownic
pękną lustra od uprzedzeń
ostra zapowiada się zabawa
ruszyła już lawina błota
młodzi i starzy w imieniu imion
ostrzą patyki i zelówki
a kiedy już ustaną w trudzie
zmęczeni przyjmowanie razów
okaże się że sąsiad sąsiadowi nikim
choć pod jednym wzrastali dachem