Opowieść pisana na boku jak zboże wykwitło na oku
Wstaję z rańca do roboty
na nic nie mam dziś ochoty
Cosik ciągnie mnie powieka.
Ciężka jak od skrzyni wieka.
Ból narasta. Nie wydolę!
W lustro zerkam. Ja pier*****!
Źle wygląda! Kombinuję:
Może cyrklem se przekłuje?
Jako, że już jestem próchno
to powieki same puchną,
lecz przesada też się zdarza.
Ch*j! Trza jechać do lekarza,
Włos rozwiany, obraz szklisty....
Jadę więc do okulisty.
Szybko nawet dojechałem
Przyznam szczerze pietra miałem
Tak jak pirat z jednym okiem.
Nie zachęcam swym widokiem,
toteż kiedy ktoś mnie mijał
pewno się ze śmiechu zwijał.
Ludzi nie ma w poczekalni
Cicho wszędzie jak w sypialni
Myśląc, że się szybko wślizgnę,
wtryniam swoją opuchliznę.
Młoda pani okulistka,
siorbiąc kawkę na pół gwizdka,
głosem jak skrzypienie łodzi:
"Z czymże pan mi tu przychodzi?"
Więc obracam swą facjatą
"Jęczmień ma pan." Ona na to
Nie zabrakło mi tupetu.
"Tyle to wiem z internetu"
Ta z uśmiechem żmii niby
Mordę mi wsadziła w dyby
Pomierzyła jakąś miarką,
zaświeciła w ślip latarką
Nic nie gada tylko świeci.
Łza mi po policzku leci.
Coś zapytam, coś jej powiem,
bo inaczej się nie dowiem.
"Pani powie mi łaskawie....
(dziób jej znów utonął w kawie)
....Co mam robić? Gdzie się zaszyć
żeby ludzi tym nie straszyć?"
Zdrowym okiem na nią łypiąc
Żartem jak z rękawa sypiąc
Wyglądając tak z daleka
Jakby Pudzian mnie oklepał
Chcąc wyglądać bardzo grzecznie
uśmiechnąłem się serdecznie
ujawniając swoje wdzięki
pokazałem jej ósemki.
Więc receptę wypisała
Jedną ręką mi podała
patrząc w oko me kaprawe
ciągle se siorbała kawę.
Wyjaśniła tak w pół słowa
co by ślepie tym smarować.
Czując nagły szczęścia dochód
wpakowałem zad w samochód.
Dłonią trąc powieki śliskie
Wystrzeliłem stamtąd z piskiem.
Wstaję z rańca do roboty
na nic nie mam dziś ochoty
Cosik ciągnie mnie powieka.
Ciężka jak od skrzyni wieka.
Ból narasta. Nie wydolę!
W lustro zerkam. Ja pier*****!
Źle wygląda! Kombinuję:
Może cyrklem se przekłuje?
Jako, że już jestem próchno
to powieki same puchną,
lecz przesada też się zdarza.
Ch*j! Trza jechać do lekarza,
Włos rozwiany, obraz szklisty....
Jadę więc do okulisty.
Szybko nawet dojechałem
Przyznam szczerze pietra miałem
Tak jak pirat z jednym okiem.
Nie zachęcam swym widokiem,
toteż kiedy ktoś mnie mijał
pewno się ze śmiechu zwijał.
Ludzi nie ma w poczekalni
Cicho wszędzie jak w sypialni
Myśląc, że się szybko wślizgnę,
wtryniam swoją opuchliznę.
Młoda pani okulistka,
siorbiąc kawkę na pół gwizdka,
głosem jak skrzypienie łodzi:
"Z czymże pan mi tu przychodzi?"
Więc obracam swą facjatą
"Jęczmień ma pan." Ona na to
Nie zabrakło mi tupetu.
"Tyle to wiem z internetu"
Ta z uśmiechem żmii niby
Mordę mi wsadziła w dyby
Pomierzyła jakąś miarką,
zaświeciła w ślip latarką
Nic nie gada tylko świeci.
Łza mi po policzku leci.
Coś zapytam, coś jej powiem,
bo inaczej się nie dowiem.
"Pani powie mi łaskawie....
(dziób jej znów utonął w kawie)
....Co mam robić? Gdzie się zaszyć
żeby ludzi tym nie straszyć?"
Zdrowym okiem na nią łypiąc
Żartem jak z rękawa sypiąc
Wyglądając tak z daleka
Jakby Pudzian mnie oklepał
Chcąc wyglądać bardzo grzecznie
uśmiechnąłem się serdecznie
ujawniając swoje wdzięki
pokazałem jej ósemki.
Więc receptę wypisała
Jedną ręką mi podała
patrząc w oko me kaprawe
ciągle se siorbała kawę.
Wyjaśniła tak w pół słowa
co by ślepie tym smarować.
Czując nagły szczęścia dochód
wpakowałem zad w samochód.
Dłonią trąc powieki śliskie
Wystrzeliłem stamtąd z piskiem.
P.S.
Antybiotyk wypisała.
Ot i opowiastka cała.
Ot i opowiastka cała.