jakim królem mógłbym być
na granicy strachu i buntu
gdy najmniejsza kropelka krwi
ma posmak triumfu
w stańczykowym uśmiechu podpięty
w półelity półżycie półprawdy
nadepnąłem na tylu już świętych
że ta świętość coraz bliższa pogardy
próbowałem im wierzyć i ufać
nieraz w ciemno i zawsze za darmo
lecz ten amor ze strzałą zatrutą
którą nieraz sobie gęby wytarto
jak ten pies który dawno nie szczeka
nie chcę widzieć podłości już więcej
znalazłem prawdziwego człowieka
tam gdzie synek mnie chwyta za ręce
takim nikim chciałbym być
znać wszystkie dziecka zaklęcia
gdy otarcie najmniejszej łzy
ma posmak szczęścia