uwikłani

Yaro

rybie ości łuski skrzela 
w mięsie zwierząt kości sierść 
obrzydliwe wnętrzności
łyko w drzewie liście gałęzie 
krzywy kij i
krzywy jego cień
żmija rodzi żmije
owce są łagodne  

 

padliny smród rozkład nicości


w dłoni zaciskam garść ziemi
z niej powstajemy  nią jesteśmy

problem rodzi problem 

być problemem dla innych 
nie przynosi ulgi ni nadziei 

 

dlatego wychodzę z domu 
by umrzeć gdzieś po kryjomu 
całkiem samotnie by 
pokrył mnie kurz wspomnień

 

nie martw się o mnie 
dam radę by odejść w dal 
bliżej nieznaną nam 

 

 

kamień z kamienia 


zimą zimno latem jest odwrotnie
czas nie istnieje to my pędzimy w przepaść 
jeden krok dzielimy by nie cofnąć się 


upaść na dno i zobaczyć czy istnieje moralność

uwikłani problemami 


pracować nad sobą nadszedł czas 
uwikłani

przestańmy się bać 


gdy dorosłem zabrałem syna na szczyt 
spojrzał mówiąc tata jesteśmy bliżej nieba

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 1 września 2018
anonim