Żoncia miała z mężem kłopot.
Zwiądł jej cały zapał,
bo jej facet spod ołtarza
w nocy STRASZNIE chrapał.
W dzień wkurzona z niewyspania,
w nocy pełna złości,
gdyż medyków sztab nie umiał
rozgryźć przypadłości.
Za lekarstwa na chrapanie
fortunę wydali,
lecz bez skutku
i się w końcu mocno podłamali.
W desperacji kobiecina
przeklęła doktorki.
Rzekła krótko: "Płaszcz zakładaj!
Idziem do znachorki"!
Stara baba, Maciejowa
brana za zielarę,
ćmiąc marychę przed chałupą
czekała na parę.
Żoncia sprawę wyłożywszy
reakcji czekała.
Baba w łeb się podrapawszy
tak się odezwała:
"Niech paniusia się nie martwi.
Jak się mąż położy
dość szeroko i ostrożnie
nogi mu rozłoży".
Zaskoczona tą terapią
po chałupie chodzi
"Pies to osrał"- pomyślała.
"Spróbować nie szkodzi".
Wszytko to, co starowinka
dokładnie radziła
mężusiowi kochanemu
tej nocy zrobiła.
CUD NAD CUDY! Przestał chrapać!!
i cisza nastała.....
Od dłuższego czasu w końcu
żoncia się wyspała.
Poleciała podziękować,
iż terapia działa
Z ciekawości się spytała
skąd baba wiedziała?
A Zielara tak jej rzecze
przy jointa zaciągu:
"Torba spada chłopu w otwór
i nie ma przeciągu".