Rosło raz drzewo tuż koło drogi.
Wokół krajobraz ciągnął się błogi.
Sielanka patrząc w prawo czy w lewo
Wtem huk gdyż auto walnęło w drzewo.
Pogięta blacha i dymu smuga.
Szyba wybita, migacz wciąż mruga.
Kierowca żyje. Oczy otwarte.
Na kierownicy ręce oparte.
Lecz się nie rusza bo w szoku cały.
Prawie mu z orbit wylazły gały.
Ambulans przybył i gapiów chmara
i komentarzy jest co niemiara.
Podszedł do wraku gliniarz, pierdoła.
W komendzie mieli już go odwołać.
Na posterunku czarną był owcą
i konwerwersację zaczął z kierowcą.
"Stwierdzam, że pasy tu zadziałały."
"Nie jest pan ranny choć spięty cały"
"Dobrze jest pasy w drodze zakładać."
"Powtarzam wszystkim! To dobra rada."
Kierowca spytał: "Gdzie moja żona?"
"Siedziała obok... Gdzie teraz ona?"
Wietrzyk cichutko zaszumiał w dębach
"Żona tam leży..
.....Z kutasem w zębach!"