pamięci Tomasza Mackiewicza
Czy
jak na świerku szyszka
Bez pragnień samowoli
Czy
kiedy w oceanie
Oddajesz falom swoje ciało
Może
w pustyni
Gdy pragnienie zaspokajasz
To wciąż za mało, wciąż za mało
Gdy
Stromą
Ścieżką doliny
Głośne opuszczając
Każdym krokiem śnieżne
Szczyty przybliżasz, jesteś wreszcie
Sobą, siebie zapominając. Przemieniasz
Wiekowy granit w Teraz. Wiatr we tchnienie
Rozwierasz szerokie niebios bramy ciszą zaczarowane
Tu wystarczą oczy na Otwarte sfery i prawdy kolory rozpoznane
Nic tu obawa, ani pocieszenia
Nic do zrozumienia
Wszystko tu Razem jest
Początek drogi i jej kres
Bez spazmu, spełnione
W spoczynku, w ruchu – rozjaśnione
Iść, bez obawy, można coraz wyżej
I wolno się pomylić. Tu nikt siebie nie oszuka
Im bardziej od siebie się oddalasz, jesteś bliżej
Wolnym jest nawet ten co upadł
I można w każdej chwili wybrać
I w każdej chwili choćby upaść
Lecz zaginąć bez utraty
Zostać w Miejscu. Pokonać czas jak granit
Ale i wrócić można na wezwanie
Czystych jasnych sił Natury
W kręgu przemian, jednym jest pożegnanie z przywitaniem
Wszystko to wyraźnie widać z góry.