Kiedy jesień się wlecze po drodze brukowej,
rozbierając kasztany z kolczastych ubranek,
jakiś strach nienazwany snuje swą opowieść
o tej krzywdzie człowieczej dawno zapomnianej.
Dwie sieroty tą drogą chodziły do szkoły,
aby potem zaginąć w fioletach wrzosowisk,
aby znaleźć miłości pod listkiem brzozowym
w pożądanie ubogą jak wiejskie anioły.
I przyszła wioska cała z zazdrością w kieszeni:
podeptali ich chatę z wrzosów i paproci,
odesłali w zaświaty w imię swej dobroci...
Na polanie została para drżących cieni.
Dziś, gdy smutek jesieni porusza firanką,
dęby płaczą żołędziem a buki buczyną,
na stawie dwa łabędzie w swoją miłość płyną
kołysząc parę cieni niechcianych kochanków.