światłowodem

Yaro

wiał rozkoszny wiatr niósł szyderczy śmiech 
 w niebie tam wysoko bunt na ziemi mgławica 
okryła drzewo dobra i zła


 wewnętrzna walka mężczyzny z
 kobietą skuszoną  jaszczura słodką mową 
 wprawnym językiem co  dwa końce przepołowione 

 

w raju gdzie było dobrze
 życie wiecznym nieistnieniem czasu
bez sądu gdzie sumienia czyste szkło 
skapywał prąd światłowodem 

człowiek tą wodę pił wielbiąc Słowo Boże 


czeluść otworzyła przepaść 
bramy nieba kluzą uleciało zło 
 demonów sto w progach domu
aniołów klucz kieruje się ku ludziom 
po prostu bunt na górze i tu na dole

 

 z giełdy w Sandomierzu człowiek jabłka jadł
dowiedział się jak żyje świat 
co czuje człowiek gdy zazdrości
brat kamieniem  zabija brata 
nie cenił tego co miał 
pojawiła się śmierć
zaraz niczym mgła co okrywa szczytu górę


otworzył oczy nie wiedząc ile to kosztuje

z gliny ktoś kazał wypalać cegły 
budował cywilizacje władze 
 wiarę pomieszaną  


ofiary składać  lichwiarz niewłasnego świat 
w niewolę własnych myśli człowiek w sidła zamotany 
dymią fabryki pędzi dzikim krokiem bez opamiętania 

 

bywa siódme niebo nienawiści 


era serca nadeszła znaki zaświadczą
 zbudźmy ducha 
 co było nie istnieje bądźmy sterem 
okręt  odrywa się od stron brzegów 


jedyny grzech grzechem jest 
jeśli nie wybaczysz sobie

człowiek pędzi przed siebie


 Bóg przekazuje energię
światłowodem płynie woda żywa 
woda odkupienia nieskażona radioaktywnym polonem 
natchniony smakiem dobrego zapomnij co źle  

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 11 października 2018
anonim