bezdomności dłonie

Yaro

w gonitwie myśli

roztargnienie w pośpiechu 


peron opustoszały 
zmoczony zimnym światłem

wiatr porywa paragony 
na ławce skulony ktoś
bez tożsamości
bez szans na ciepłą herbatę

 

oddalam się w zamyśleniu
tłumaczę sobie że gdzieś jest błąd 


zapalam papierosa na to mnie stać

 

wykończony dniem sporami 
myślę co ma na myśli
bezdomny człowiek 


przecież był dzieckiem
ma w tym samym miejscu co ja 

 pępek w brzuchu 
może ktoś mu podpowiedział że

nie był spłodzony

 

zimno na sama myśl że

ludzie umierają 
konta pełne

pełne szkło 


mroźne sumienia 
twardsze niż skała

 

z biletem w dłoni wsiadam do pociągu

zasypiam w ciemnym przedziale 

  z chorym  obrazem ludzi bezdomnych

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 27 października 2018
anonim