gdy wieczorami próżnymi
bezsilne ciało chce krzyczeć
choć ducha nowego posiadło
karmi czarną polewką
każdego następnego anioła
moje brzemię
wóz pełen drzewców
ledwie ciągną wysłużone chabety
gdy wieczorami próżnymi
posypuję solą ciągle świeże rany