na oceanie

Yaro

przytłaczająca północ gwiazd miliardy 
spadające meteory jak leonidy 
samotnie po nieskończoności oceanów
 ze snów najgłębszych płynie w eterze 
wyłania się w szalupie spękane serce 
rozdarte wnętrze rozpacz przestrzenna 
bez wody wyłącznie słone łzy 
na języku toną moczą koszulę już zmoczoną 

 

odludne uczucia
 lękiem posmarowany chleb spotniały od żalu
nikt nie usłyszy nikt nie woła pustka głucha 
chluśnięcie rekinów żarłocznych 
choroba morska 
która przychodzi znikąd

 deszcz po ciszy odległej 
enigmatycznej głębiny
  stopy osuszyć na brzegu wolnej wyspy
mikro świat ciągła walka o spokój
 oczy półotwarte ciężkie powieki
 wiatru smaganie rozprasza myśli

 

pot pomieszany ze strachem wszystkich duchów
Bóg oceanów i mórz popatruje czasem 
sprawdza naszą walkę przebiedować to cud 
stać się bohaterem marynarzem 
przegrać z żywiołem tylko Robinson Crusoe
walczyć o dzień o noc silniejszym być 
by powrócić nowo narodzonym 
do świata żywych żmij jadowitych

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
Yaro
Yaro
Wiersz · 11 listopada 2018
anonim