wtuleni w pejzaż przeciągle
ukołysani podróżami
obietnicami niedowierzaniem
wczesnymi drożdżówkami
w nadmorskich barach
mlecznych popychani
błądzeniem
zdruzgotani ocaleni mówiąc
o sobie jak o falach
przypływami
osaczeni schylamy się
do dni spłoszonych
motywacji bzdurnych
składamy dłonie
buzie w ciup i już
nas nie ma
to nic że
ogon szosa truskawkowe
pola kontredanse
pytania wreszcie
obcość wtuleni w
horyzont udręczeni
kwitniemy sobą