doktorowi Tuborowi
lęk
w oknach dnia
w sadze uleciał zbił się w kłębki
lotu co szybując umknął
przed skinieniem światła
tak oparty o wicher
utoczony z chłodu
obumarł stanąwszy u płotu kosmosu
jego kosmata matka z gwiazdy krocza
i baśni przeklęła jego imię zadymką słoneczną