jestem tam z wami jak sznur
nawinięty na korbowód lata
rwą się przeguby
oczy wychodzą z orbity dnia
jestem z wami chłonę
krystaliczne powietrze basen zielonych paprotek
spacer po bagnach młodości
będziecie mnie nieść na własnych ramionach nie podołam
nie podołam
albo
porzucicie przemilczycie jakikolwiek oddech