M.
na ostatnim piętrze
posterunku dzisiaj
tęsknię za barwą Twego głosu
lot nad sawanną przymorskich duktów
ocieplenie dłoni
milknienie
rtęć z termometru wodzi za mną srebrnym wzrokiem
całość
nie poskładana z niczego
chaotyczna u początku i kresu
toń oczu Twych
potem
betonowe falochrony pustki
siność ust
bezczas zawieszony po świt