światła poustawiane tak, by razić
cień naddaje pułap
grzechocze coś w trawie na pierwszym piętrze bloku
blondynka maluje usta jej biust przemawia
sanskrytem pudel orze tyłkiem ścieżkę
źdźbła (cóż za dziwne słowo!) przebijają mnie
wskroś szumi czajnik dziadzia pieśń chłopaków
z Ogarnej chrząszcz zaczyna wędrówkę wstaję
próbuję iść życie ocieka strugą