ku niewiadomym wzgórzom zmierzam
po ścieżce słów pochopnych złych
i plemię ludzkie żegnam w skowyt
nie pochyleniem głowy w świt
od lat odchodzę po omacku
ścigając refleks baśni w snach
a ciało moje objuczone
chyli się ku zegarom gwiazd
i osypuję głowę ciężką
z myśli niejasnych w tarcze dni
odchodzę jak przybyłem – nagi
krok w krok istnieniem danym mi