wolno, ślimacznie lekkość
w stal pancerzy wpełza
wieża z plastiku i łez
gromka boleść dzierzy
(chleb utajany w komitywie masła)
przemykając chwiejnie pod okapem wczoraj
obcy dla rodzaju niewdzięczliwie płochy
skubię brodę jutrzni
małym palcem zaginam wszechświat pojękliwy
w ceglanym kapturze prokurując chmurność