Wiatr buszuje w martwych skrzydłach lunaparków
unosi bezwładne odnóża wieczoru
noc napotyka opór i bezgwiezdność Ziemi
minorową czaszę unosi do zgonu.
wizgocząc nad pochylnią jutra przepełniony
dzienny pociąg szybuje w bezednię torowisk
szumi staw stary marszcząc tren sopocki
i zasklepia powierzchnię białą rzęsą szronu.
powłóczyście szeleszcząc idzie w godzin zmrocze
nieodwołalność doby nieprzychylność zimy
która zmiażdżona zwolna odchodzi w kosmiczne
maratony nicości u zbiegu przeznaczeń.