we śnie ujrzałem las pogniły
nad którym harpie bój toczyły
i czułem zewsząd zapach smrodu
co trupią zionął wonią grobu
na skraju boru stały straże
przyłbice mchu im kryły twarze
ze zgniłych malin mieli zbroje
i włócznie bluszczem przystrojone
strażnicy strzegli jedynego duktu
co wiódł do wnętrza tego lasu
do rąk mi dali z głogu trunku
i pić kazali abym był bez strachu
gdy będę kroczyć środkiem gaju
nim moc odkryję wód ruczaju
aleją szedłem pośród krzyży
po drodze różne widząc dziwy
jak drzewo pąki swe wypuszcza
choć z pnia płynie ropa tłusta
bzu krzew owity pajęczyną
jak gdyby zadość czynił winom
tak idąc ścieżką wśród szkarady
dotarłem wnet do drwala chaty
z komina dym się sączył krwisty
postradać gotów byłem zmysły
na sągach siadłem dla opału
sen zaczął morzyć mnie pomału
i wtedy zjawił się borowy
do chaty prosząc na rozmowy
z gąsiora nalał okowitę
wyjawiać począł tajemnicę
dziwnego lasu w którym byłem
"las łgarzy! grzechu! zdrady! kłamstwa!
z plugawych redlin nie wyrasta
ni krzew ni drzewo życia pełne
lecz śmierci sokiem jest wylewne
więc biegnij senny mój tułaczu
niech życie twoje nie zna płaczu
zaczerpnij wody ze strumienia
co zbudzi w tobie zmysł istnienia"