tamtej jesieni będący dłużnikiem
lotny woalem liściennej niemocy
wewnątrz i sponad deszczliwych spacerów
w blaskach przyćmionych w kołokręgach kroków
torturę nocy wyświęcam cierpliwą
szronem niepewny słowami zamknięty
jest gdzieś cień biały
co milkliwie znika
w stąpnięciach jutra
w ramionach tlizmierzchów
kręcąc się mgliwie w jaskiniach pozorów
na peryferiach światłoczułych dolin
znajduję dolę
i tej się uchwycę