jakże ci musiało być trudno
cóż po snach i natchnionych rozmowach
wiara jest jak starożytna waza
pełna pęknięć i szram
krucha
ale Dzieweczka dla której zakwitła twoja różdżka
stąpała roztaczając wokoło blask mandorli
błękitne szaty subtelnie przychylały nieba
a dłonie pachnące dzieżą dawały pewność
więc zaufałeś gałązce
rośliny czują więcej wszak obcy im rozum
i pokochałeś Dzieciątko spowinowacone z chlebem
jak swoje
wielce obiecujące ale gdzież mu do męskości
niech najpierw doświadczy jak niełatwo czynić choćby cedr poddanym
niech poczuje ciężar kłody która ma się przedzierzgnąć w zręby domu
niech pozna opór drewna niezdolnego pojąć że staje się stołem
Synek nasiąkał tym co ziemskie z wdzięcznością
i Boskie spolegliwie stawało się
(u)człowiecz(on)e