Pigmentowe okna z trwogą zasłoniłem.
Odstąpiłem na pięcie - w tył - zwrot.
Mą lubą, za sobą, zostawioną, wypatrzyłem -
czekała - jak czeka na dzień - noc.
Skoczyłem więc ku niej - do otchłani bezdennej -
w jej bladogwiazdowych objęć błyski -
ku otusze stałej, bezkresnej,
czyjśkształtnej, rozbłysłej myśli.
I z nią tam krążyć w ciemności chcę - we dwie blade komety..
I przestać tam pełgać strasznym zdaje się - uchylić powieki.
tyle dla mnie