Mona nosi torebkę i szpilki,
i jak lwica broni uśmiechu,
kiedy o tym przeczyta za chwilkę
ciepłym słowem pozbawi oddechu.
W tej torebce ma niezły bałagan:
kilka wierszy, piosenek i listów...
Czasem sójka na jej dłoni przysiada
i pomaga układać to wszystko:
dwie piosenki kochane na pamięć
diabeł nakrył szminki ogonem,
no a wiersze z brunatnymi plamami
obok listów – zawsze na koniec.
Mają do mnie obie przyjechać:
Mona w szpilkach z sójką na ręce...
Tylko czemu tak się smutno uśmiecha?
Jakby moje pękło w niej serce...