Na jakimś ośnieżonym wybrzeżu w skalistych górach.
Dwa leżaki - stoją, opalają się przy księżycu.
Kaleczą stopy o ostry żwir.
Gorące podmuchy wiatru parzą prosto w twarz.
Żyje im się tak jak nam. Idą sobie do parku,
bez drzew i bez roślin.
Idą nad jezioro, w romantyczny zakątek.
Tylko, że jezioro jest od dawna wyschnięte.
Idą na spacer, pooglądać ptaki.
Które krążą nad gnijącym truchłem krowiego cielska.
Pod osłoną nocy o umówionej porze. Stąpają cicho.
jak koty. przyczajają się żeby .
nie wydać
ani
jed
ne
go
Dźwięku po to tylko żeby wpaść sobie
w ramiona i oddać.
Oddać się wzajemnie temu gorącemu.
Temu młodzieńczemu pożądaniu.
Świeżemu, nieokrzesanemu, niewinnemu.
Naturalnemu.
Natura zbiega się z całego świata, wszechświata i zaświata.
Ewoluuje.
Przekształca.
Nadaje samoświadomość.
Jest źródłem niepohamowanej żądzy indywidualności.
-Kolego, jaką masz grupę krwi?
-Be eRHa minus.
-No to wpierdol, tylko uniwersalni biorcy frajerze.
Kuriozalne, prawda?
Inna krew. Inny kontynent. Inny region.
Inny kraj. Inne miasto. Inna dzielnica. Inna klatka.
Inne drzwi.
Inny.
Bzdety. Takie Pierdołki. Pierdołunie. Pierdołcie.
MNIEJSZE
niż jednostka miary, którą tylko najwybitniejsi fizycy potrafią określić.
Wszystko jest takie tycie. To czysty idiotyzm.
Coś jak kopanie coraz bardziej w dół i w dół. Pionowo.
Bez jakiejkolwiek drogi ucieczki. Do samego jądra.
Ciesząc się, że jest nam ciepło i nie ma dzikich zwierząt.
ŻEBY było jeszcze jaśniej.
Odcinamy sobie wodę.
Odcinamy jedzenie.
Odcinamy powietrze.
Odcinamy wolność.
Odcinamy sztukę.
Odcinamy kulturę.
Odcinamy moralność.
Odcinamy uczucia.
Odcinamy miłość.
Odcinamy drugiego człowieka.
Potem odcinamy mu głowę.
Wcinamy codziennie kolejną porcję pysznego mięska.
A tak naprawdę - i tutaj naprawdę mam na myśli "naprawdę"
Przeżuwamy właśnie cząstkę serca lub duszy lub mózgu naszego sąsiada.
Babci. Żony, brata. Albo narzeczonego czy dziewczyny.
Potem trawimy i to wszystko staje się częścią nas.
A potem ten sąsiad albo żona czy każdy wgryza się w nas.
I przeżuwa tę cząstkę.
A w ogródku rosną takie ładne warzywa. Jest ich wystarczająco
najedli by się wszyscy
- psst-
nie, to nie propaganda wege-terrorystów. chodzi o metaforę, tak?
Pewnie że tak.
Może po prostu istnieje coś, czym wszyscy byśmy się najedli?
Zamiast przeżuwać resztki wątroby kolegi.
O tym nawet myśl nam nie przemknie. Mi też, przyznaję.
To taka trochę mojaitwoja utopia.
Może jednak wyobraźnia ma w sobie wielce ukrytą potęgę?
Moc sprawczą. Może warto to sobie - cha - zwizualizować.
Jak nasi KOŁCZE uczyli nas jak żyć.
Każdy ma swojego kołcza. Przesiaduje z nim i wysłuchuje
godzinami. Albo biega. Pije. Gra w szachy. Piłuje paznokcie. Sra.
Znajomo?
Ja na przykład siedzę i piszę to. Paląc papierosa. Na komputerze
w swoim małym, ciemnym pokoiku.
awierszna