Kiedy Mona przychodzi na kwadrat
żaden koleś nie chce mnie budzić,
w blond koronkach jest taka powabna,
że niejeden już wyszedł na ludzi.
Potem pije z nimi „pięćdziestkę”
i omija wzrokiem ogórki,
płytkim głosem prosi o jeszcze,
bo pięćdziesiąt wymaga powtórki.
I się wcale na nas nie gniewa
że od wczoraj pijemy jej zdrowie.
cicho pyta: jakże się miewasz?
Jak czyjaś niepotrzebna opowieść?
Gdy zabiera mnie w drogę do serca
wiem, że w skrócie mi przyszłość opowie.
Mona przy mnie zasypia, mniej więcej,
jak ta miłość wyrwana spod powiek.
przypadkiem nie: ">s