miałem być opiekunem kalek pięknych jak lato
marzyłem o śmierci w obronie białych ramion
ust nie malowanych i raz tylko całowanych
mówić o mnie mieli nasz bohater kochanieńki
dziś sadło oblepia mi żebra jak islam brzegi renu
miłość miała patrzeć na mnie wielkimi oczami
zdumiona kunsztem z jakim wybijam zęby większym ode mnie
wzruszona moją dbałością o mniejszych niż pięść
zakochana blada z uwielbienia i braku żelaza
bezbronna a jednak nietknięta choćby złym słowem
dziś wiedzą o mnie wszystko nawet to czemu nie wybiłem im zębów
miałem też na dalekiej wyspie zbierać kokosy
przyznam się bo moi koledzy kibole nie czytają poezji
tak… chciałem być murzynem
łowić sumy dzidą odziany w skórę lwa
zwinny jak wiatr zwinniejszy nawet
dziś jestem drętwy jak charyzma episkopatu
,,moglem być profesorem, ale po co ?'