zamknięty w sobie
opuszczony dom
w głębi płomień
dłonie założone
modlitwa w ciszy
szept zbyt głośny
tętno rozbite
zroszone skronie
droga do raju
ostatecznie do piekła
zawsze w jedną stronę
zatrute dusze konają
w środku nie ma domu
uciekam w stronę słońca
przede mną owce
szczyt na dole kości
kapłani spijają krew
z pustych czaszek
dobrze im w ostatki dni
dalej życie nieukryte
ucieczka w prawdę
kłamstwem każdy inny dzień