śnieg na drzewach
jak gasnące świece
niesie samotność zamiast
ciepła
wytycza drogę jasnym
śladem
oślepia pejzaż bielą
jestem tu jeszcze
na tej granicy granic
czerpię ze skorup
po wielkich uniesieniach
okryty szczelnie powiekami
zsuwam stemple mrozu
ze skóry do kąta jaźni
nie czekam już skrzydeł
szarość piór kruszy się
w niebyt