Na początku jest wiatr. Oczywiste.
Cóż to za wiersz co z miejsca nie ruszy?
Kto leżącego wciągnie na listę?
Musi być wiatr!
A może nie musi..
W rozwinięciu powinny być burze:
porywać, straszyć, noce rozświetlać
z niebywałą arytmią powtórzeń.
Po burzy cisza jak miłość:
pewna.
Tu jest najwyższa pora na słońce,
które wypala zmarszczki na twarzy.
Potem deszcz skleja początek z końcem
i znowu marzysz.
Albo nie marzysz...
Każdy wiersz to jest jakaś opowieść.
Aby uniknąć najtańszych streszczeń
w puencie powinien znaleźć się człowiek.
Niestety.
To nie Bóg pisze wiersze.