znaleźli mnie
w tym lesie w tym życiu
chwytam każde teraz
oddycham głębiej
bez przewodników
nie potrzebuję przebaczenia
liczę i czekam
dni chorują na ciszę
samotność jest lepsza
nie podzielę się nią z nikim
kamienie milowe ciągną na dno
zanurzam się w nadmiarze
świadomość jak pustka
strach to tylko fala
nie dotknę już niczego
obcięte ręce oddadzą
oddadzą małemu doboszowi
założę krawat i pójdę do pracy
z bólem głowy który mnie zabije
- kiedyś