Gdy wyszeptałaś pierwszy raz:
Ja ciebie Grzesiek oczeń ljublju,
to jakby w mordę ktoś mi wlał
za jednym razem osiem żubrów.
Bo od lubienia to jest świat
i wszyscy inni na tym świecie...
Ale poeta? Ale ja?
Stworzony do kochania przecież!
Ze śmiechem pocieszałaś mnie:
dorogoj durak, mój dorogoj,
w drugim wyrazie de jak be
wyszło mi słoma lewą nogą.
Poszedłem w świat jak jeden mąż
w plecaku niosąc osiem żubrów,
ale po piwie słyszę wciąż:
Ja ciebie durak oczeń lublju.
Liznąłem tam gdzie Rzym, gdzie Krym
języków kilka jedną nogą...
I teraz wiem, że burak był
ten pan poeta twój dorogoj.