głask

Ewa Kłobuch

(dłonią wzdłuż policzka

żeby poczuć jak drży

przy pozornym bezruchu)

 

ta kobieta dźwiga garb

dźwiga go zamiast krzyża

ten nie utrzymałby się

na tak niepewnym gruncie

 

tym bardziej ptaków i chmur

schodzących coraz niżej

 

(gdyby wszystkie spadły

czy da się jeszcze wierzyć

w Niebo)

 

kiedy tak opowiada o kacie

opowiada przy stole

palcami pocierając krawędzie

jakby chciała wygładzić

załamujące się na nich powietrze 

 

(jak wygładza się włosy

albo sukienkę)

 

"wolałabym urodzić się chłopcem" mówi

"ale za późno

nawet na jesień"

 

nocami słyszy jak rośnie śnieg

spadnie lada dzień

mróz rozsadzi szmuglowane

weki ze słońcem

Ewa Kłobuch
Ewa Kłobuch
Wiersz · 7 września 2019
anonim