Nie było do kogo się przykleić
polizać znaczek pocztowy
i wysłać w te odległe widoki
co miłe oku
Bruno Schulz zdołał oczarować
warszawskie salony
onirycznymi opowiadaniami
z dalekiej prowincji
Myślę że teraz
to graniczyłoby z cudem
bo lwice i lwy salonowe
interesują się jedynie sobą
ewentualnie kreską kokainową
walką z oprawcami
o prawa uciskanych
(zaczytują się w instrukcje
obsługi dupy)
Chagall w sztuce
na początku był passé
nie rozumiał ducha czasów
Walki klas i tym podobnych
światowych spraw
Szkoda mi tych linorytów
których nie zdołam przenieść
na papier
Tak to jest gdy oczekuje się
zbyt wiele a przecież
to nie film z happy endem
tylko ślepnięcie od świateł
bo „life is brutal”
jak klapki na oczach
uzda dla konia lub osła
czyli stara bida z nędzą