ADAM I EWA

Marcin Strugalski

Ten dom jest z kamienia

kryty strzechą z piołunu

cztery kąty izby

okiennice zamykane są nocą z namaszczeniem

odcinają bezmiar rozgwieżdżonego sklepienia

ze wstydu

 

w domu

kobieta oraz mężczyzna zatrzymani w bezruchu

płomyk świecy przyobleka w pomarańczowe poświaty

zupa w misce gruzłowate dłonie

drewniana ława

koc

starość zaklęta w szmaragdowych oczach odbija ogień

pojawia się w ich kącikach wilgotnieje

zamiera

łzy nie płyną – wyschły tysiąc lat temu wraz z synami, którzy odeszli

ze śmiercią i ze światem

i z taką łatwością

 

nieskończona równina wystrzela

rozpościera się ogromem, gna

– hen, daleko!

nie zatrzymuje się ani na chwilę

w oddali drzewo

punkt nawigacyjny w pustce

– z Edenu pozostała tylko ta jabłoń rodząca czarne owoce

są nadal słodkie

już nikt ich jednak nie zrywa

 

po izbie przesuwają się myszy

drobne serca biją

krew płynie w szelestach

wypukłe sfery oczu są zwierciadłami

zbierają okruszki chleba – zawieruszyły się między deskami

ze wspomnieniami

Marcin Strugalski
Marcin Strugalski
Wiersz · 23 października 2019
anonim