Gdy pytasz mnie o źródło
(że niby wiersze piszę):
to jest tak jakbym jutro
sam siebie zechciał słyszeć.
To jest tak jakby słowa
miały urodzić wiarę,
że można przefiltrować
złe czyny na zamiary.
To jest tak jakby kosmos
mieścił się w jednym kleksie
z którego wieki rosną
a ja wiecznością jestem.
To jest tak jakby wszystko
mieściło się w posłowiu:
co przeszło i co przyszło.
I było pełnią w nowiu.
Można by jeszcze zeznać,
że wszystko jest z miłości...
być może, wszak poezja
to stan najwyższej konieczności.
Więc kiedy znów zapytasz
skąd źródło w rym wybucha?
Odpowiem, że muzyka
to taniec szczerze głuchych.