tomik Poniedzialek 2002

SKC - Arek Sokal

*.*

W poniedziałki rano ze snu
wyrywa mnie coś wręcz i rzuca
na beton
gdy sięgam po zegarek, a przypadkiem
znajduję opasły kalendarz spisany poezją
otwarty na dzisiejszej stronie.

Dziś
poezja jest walką ze słowem
rewolucjoniści, którzy nie mają się z kim potykać
biją szarą masę.
Kurwa.
Szatany i demoni pilnie studiujący dekadencję,
której armageddon zaczyna się po zmroku
całą noc oblepiając palcami szklanki,
aż nad świtem zachłyśnięty odsyła jeźdźców
od apokalipsy do samych domów.


Adam i Ewa hodują drzewo
by wetnąć Bogu w jabłko
szpilki i żyletki



Och, jak my się kochamy
(nienawidzę Cię za to)

Ty mówisz, że tego na zewnątrz nie widać;
bo gdy śnię, szepczę cicho te słowa
a rano wystraszona chowasz noże.
a ja chcę widzieć ich więcej_

Pytam się o czym ty marzysz przez te kilka minut
po drugiej nad ranem.
"By patrzeć na ciebie jak śpisz, tańczysz, padasz i się dławisz."-
patrzę na ciebie jak to mówisz,
czuję, że nie słyszymy się nawzajem.
i w tym momencie chcę zabić siebie

teraz chcę być twoim cieniem
by dotykać twoich ust
kiedy schylasz się by upić wody.
Ja - jak plama krwi na podłodze
tężejąca w strupy lawa życia

(potrzebuję Cię)

Ciemny asfalt jest taki dziwny.
Dotknij go twarzą, połóż się na nim latem;
Przez małą część wieczności będziesz wyglądać jak ktoś martwy,
potem wstaniesz;
a może nie wstaniesz__
Ja, jak mordercy odejdę w przeciwną ulicę
kiedyś wrócę, jak na cmentarz.
To jest silniejsze niż instynkt.
Zaciągam się więc_
mierzę mydlany świat
I patrzę - i widzę, wypatruję
zerkam, oczy
zamykam


Twoja twarz fraktalnie mnie zachwyca
genetycznie zaaplikowane ruchy
moga zabić walentynkową nieśmiałość
i płonę zimny jak żarówka energooszczędna
w mojej ciemni defotograficznej

Zerwanym z małego krzewu cierniem
czuję Twoje oczy
węglem nocy
wszędzie naokoło na całym ciele przebijają
Kłosy warkoczyków fermentują odurzeniem nocą
gdy przechodzę obok Ciebie
na polichlorowinylowych płytkach

W mojej wizji o przekątnej w calach
Odbywamy multimedialnie kilkadziesiąt lat
Gdyby gdzieś dało się to zapisać...

Depczę winylowe płyty z okładkami w kwiatkach
gdy już nie chcę cię dłużej pamiętać



Czternastoletnie myśli są o miłości i śmierci
(każdy to wie)

znowu mówisz
że chcesz by cię zabić

gdy mnie o to poprosisz

a ja chcę
byś się wzdrygała

widząc blady skalpel
i powiedziała mi

jeszcze raz
jak wyobrażasz sobie śmierć

całą słodycz i to
ciepło

jakiej słuchasz muzyki od trzech miesięcy

a wtedy, jeśli natniesz sobie pierwszą rękę ja pomogę ci z drugą


wiesz chociaż- czy to ma być wzdłuż, czy_____



To naiwność bywa słodka, w cieple ludzkiej ignorancji

chcę
gorącą kroplą krwi opływać twoje usta
malować je żywą czerwienią
w mroku zapłakane oczy
byłabyś wtedy jak opuszczony anioł

Krzycz,
jak zraniona dusza
jak zraniona twarz,
jak raniona istota.


chciałbym, byś zwilżyła usta

a potem powiedziała że mnie kochasz


a ty jak zwykle- mówisz.



*.*

Fatalizm bycia poetą
przestaje być tak dokuczliwy
tak_ po drugim spotkaniu z krytykiem.
Kilka niby zdawkowych pytań,
po których mówi się rzeczy,
w które niby wierzymy;
a są jak szczypta soli.

Dalej słucham Doors'ów
ale już nie chcę umrzeć.
Wspominam tylko z rozmarzeniem
teatralne śmierci;
gdzie krew nie zasycha
a ból ma smak fantazji.

Warto nauczyć się-
gdy będą chcieli cię pokazać-
_kilka dobrych słów o Polsce.
Albo podziękowania, albo
k.

Pisać trzeba krwią,
ale nie na płatkach róży.
Żeby nie przyszedł ktoś,
kto będzie mógł rzucić ci wiersze
kolcami prosto w twarz.


Z opiatów wychodzi się wódką
z wódki : _ ?

Mam nałogi
by być silniejszym człowiekiem
Mam pseudowolność
by walczyć;
walczyć o to
by móc budzić się człowiekiem
coraz bardziej wolnym.

Gdy budzę się w południe
i sięgam -tuż przy mojej głowie;
myślę, że daje mi to siłę,
by dalej grać swoją rolę.
Daje mi uczucie,
że jestem tym, kim marzyłem być.
Królestwo Mnie
zamyka powieki i osuwa włosy na czoło.

Opiumowe noce i xiężycowe dnie
jak pamiętnik nie mój
pisany moimi marzeniami.

Mam nałogi by
~ gdzieś obok zmian ~
umieć za nie przepraszać.

Z wódki wychodzi się _
Wódka jest symbolem
napijmy się ciepłej wódki.


Aż na końcu,
pewnej nocy-

ćwierć-pijany
tak wymyślę,

że te myśli
o mym życiu

w pół-pijanym mym umyśle

są jak chwasty, które głuszą
pół mojego człowieczeństwa__

że nie mogą już zakwitnąć_

że są martwe.

że pamiętam o tobie.
SKC - Arek Sokal
SKC - Arek Sokal
Wiersz · 18 stycznia 2002
anonim