Ten huk za uszami, ten hałas,
i wzrok spuszczony ze smyczy...
Jakby Mona odcisków się bała
na pośladkach, od ziarnka gorczycy.
Te słowa za darmo, na chwilę,
usta zacięte jak płyty...
Może chciała wykrzyczeć, że byłem
do niczego, i niczym przyszyty?
Te listy w szufladzie, te wiersze,
i klucz wyrzucony w mrowisko...
Jakby chciała wyszeptać, że jestem
za daleko, więc chyba za blisko.
To życie w pokoju, za kuchnią,
i zapach myszy spod pieca...
Jakby chciała przeczekać to jutro,
które wczoraj nam zegar obiecał.
To światło zielone, czerwone
jak pierwsza gwiazda dla dzieci...
Chociaż nigdy jej oczy nie płoną
wciąż świeci.
Tak pięknie się świeci.