Od pierwszej nocy kręci się ziemia
i góry lodowe kruszy,
a wszystko zmienia czarowność drżenia,
choć przecież zmieniać nie musi.
Drugi poranek miesza się z trzecim,
gdy wszystko wokoło płonie.
Nie chcę się cieszyć z twoich rozgrzeszeń
podanych mi jak na dłoni.
Czwartego dnia już nic nie rozumiem,
gdy rośnie w tobie niepokój,
że ja nie umiem znaleźć się w tłumie
szkiełkiem... na twoim oku.
Piątego dnia nie umiem przytulić
słowem wybranych wzruszeń,
choć ty się kulisz w mojej koszuli
przez... rozedrganą duszę.
Szóstego dnia nie umiem zapomnieć
zwrotów na jednej pięcie,
choć niby skromnie wciąż wracasz do mnie
przez... załamane ręce.
Siódmego dnia nie umiem wybaczyć
wszystkich poprzednich nocy.
Niewiele znaczy, że ciągle płaczesz
przez... roześmiane oczy.