grzeszki

marzena

na zakończeniu dłoni

opuszki palców

blada skóra pęka, szorstka

dotykasz mojej szyi

czujesz tętno, nabrzmiewa gniew

 

a ja pragnę zawirować

zamroczona ekstazą niewoli

w kajdanach dłoni

 

na biodrach, łydkach

zniewolona zapachem ambry

czekam zmartwychwstania piekła

 

ogród różany zaprasza

soczyste spieczone usta

piją sok gorzkiej aronii

 

nikt nam nie zabroni

grzeszyć i zjeść jabłko

z nieprawego drzewa

 

trawa jest ciepła

 

 

marzena
marzena
Wiersz · 29 stycznia 2020
anonim