na zakończeniu dłoni
opuszki palców
blada skóra pęka, szorstka
dotykasz mojej szyi
czujesz tętno, nabrzmiewa gniew
a ja pragnę zawirować
zamroczona ekstazą niewoli
w kajdanach dłoni
na biodrach, łydkach
zniewolona zapachem ambry
czekam zmartwychwstania piekła
ogród różany zaprasza
soczyste spieczone usta
piją sok gorzkiej aronii
nikt nam nie zabroni
grzeszyć i zjeść jabłko
z nieprawego drzewa
trawa jest ciepła