słowa i nóż,
jednakowoż
ostre narzędzia,
w twoich i moich
rękach.
jakiż zbłąkany anioł,
darował nam owe
atrybuty zbrodni,
pozostawił samotnie
naszą miłość,
bez szańca?
jakiż szalony bóg,
wolę wolną wyboru
obrócił przeciw
obojgu?
nie patrzymy już sobie
w oczy szczerze,
a choć ciągle, serca
rozerwane na strzępy,
ceruje dusz naszych
cierpliwa szwaczka,
zaciskamy
kamienie w dłoni,
rzucić je gotowi
na siebie.
boś ty bezgrzeszna,
ja prawy idiota.
zagubiliśmy smak
pocałunków.
z krwistym przesłaniem
wyszczerzonych kłów,
ruszamy ku sobie.
popatrz, jak nisko
wisi chmura płaczu. czujesz
jej nieuchronne żniwo?
a wystarczy otworzyć
szeroko oczy i nad głupotą
własną zapłakać,
by czysto kochać.
/Pol Saj/