Poza krawędzią

Pol Saj

 

chcę iść w góry własnym szlakiem.
znalazłem ciężkie buty, rzeczywiste
godziny rozpychają plecak sumienia.
jestem przygotowany, jak czarny kot
do lotu, w każdą stronę wyciągam
asekuracyjnie kończyny i ogon.

nic nie mówisz, ale zdradza cię śmiech
szyderczo uczepiony lustra w łazience.
byłem tam tuż po tobie. jak zwykle
nie zamknęłaś tubki z pastą do zębów,
a przecież mogę jej jeszcze potrzebować
i lustra również po powrocie z dna. tylko,
czy będzie to mój adres zmartwychwstania?

cieszę się, że pamiętasz o proporcjach.
mimo trudnego śniadania i zieleniny,
nadal robisz najlepszą kawę na skurcze.
czysty zlew, słusznie zaanektował kot.
w łóżku zostawiam kubek z niedopitą kawą,
potykasz się o ciężkie buty szyderstwem.
pękło lustro. żałuję swego powrotu z gór.

/Pol Saj/

Pol Saj
Pol Saj
Wiersz · 9 lutego 2020
anonim