Jest taka sprawa, prosta przecież,
do was kobiety... Ups, dziewczynki,
byście kochały się w poecie
chociaż raz w roku, w Walentynki.
A potem go możecie dalej
nazywać wstępem i morałem,
cudacznym słowa żonglomistrzem
co rytm wyświechta, rymy wytrze
tak jakby lekce ważył wszystko.
Możecie zwać go nihilistą,
zaciężnym wojem bez orderów
linką hamulca od roweru,
którym to kiedyś ksiądz Wikary
podjechał rano pod koszary
by liczyć straty w dziewic gronie.
Możecie zwać go starym koniem,
który podkowy zgubił kłusem,
bo za źrebaka był nygusem
i na zajęciach z zachowania
dysfunkcją marzeń się zasłaniał.
Ale jest dzisiaj czas miłości,
szansa jedyna bez wątpienia,
aby przytulić tego gościa
co wasze myśli w słowa zmienia
szczęściem się cieszy, smuci smutkiem
rodzi się z wami i umiera...
Może być: „kocham”- zwykłe, krótkie.
Może być cisza... Byle szczera