marbella

marzena

jak pachnie ciało

świeżym całunem otulone

wilgocią wypełnione zmysły

szept a potem krzyk

dreszcze

pianą, purpurą krwi słodkiej 

blednę...

a może aż

poczekam na werandzie

zlękniona porankiem

drżącej magnolii 

niezakwitłej

wyziębionej marcowym

deszczem

zapragnę modlitwy 

w bluszczu, ułożę 

niespełnione myśli

na ławeczce zasnę

tuląc pieszczotą dłoni

rozgrzane ciepłem piersi

osamotnione

w zagubionym dotyku

wiesz, jak samotność blednie

kiedy świt przynosi

rozśpiewane ptactwo

trele pieszczą

 

marzena
marzena
Wiersz · 23 lutego 2020
anonim