zakochanie

Justyna Maciejowska

bez pardonu

bez namysłu

bez rozwagi

w pewien brzydki

zimowy dzień

 

(doprawdy nie sposób doszukać się w nim czegokolwiek ładnego za wyjątkiem perfekcyjnie zapakowanych kanapek motorniczego kursujących z nim w jego brązowej skórzanej torbie w linii numer 20)

 

pośrodku roztopów

w całkiem brzydkiej okolicy

gdzieś w ubrudzonym błotem centrum

postanawiasz napaść na bank

i wykraść

nie jedną

a siedem miliardów sztabek złota

mojego serca

 

(tuż po napadzie złodziejowi towarzyszą

drżenie rąk, migotanie komór, przyspieszone tętno,

chęć biegania nago ulicami miasta

uśmiechanie się do kropli deszczu

okładanie się gorącym woskiem świec

i obawa o każdy nadchodzący dzień)

 

Justyna Maciejowska
Justyna Maciejowska
Wiersz · 25 lutego 2020
anonim