Stoję pod rozgwieżdżonym niebem,
oswajam myśl.
Nie udźwignę tego ciężaru,
za chwilę pęknie i spadnie.
Dochodzi do samej krawędzi,
wystarczy lekko popchnąć.
wtedy dłonie poczują miękki dotyk.
Tymczasem coś złego wzbiera,
zapuszcza korzenie. Posiwiał świat.
Podobni do obosiecznego miecza
ranimy innych, sami odnosząc rany.
Nie wiem, czy wrócę,
chwile pewności mam poza sobą.