Balladki o … I - IV (cykl wierszy)

Andrzej Feret

Balladki o … I - IV (cykl wierszy)

 

 

Cykl pochodzi z 4. tomiku poezji pt. „Onirycznie", autorstwa Andrzeja Fereta.

 

http://www.astrum.wroc.pl/pokaz_ksiazke.php?isbn=9788365930132&kat=k@

 

 

 

I. Balladka barokowa

 

Choćbym kandelabry tchną w czasy wołań,

Anielskimi trąby w głowniach korytarzy pięknot,

Zamkiem Drakuli gotykiem przesiąknął –

Hej!

Fużkom barokowym kłaniałm się gdym zlęknął,

I bym wnoszący toast mocy zamku Gotów,

Nigdym nie przelęknął,

Nidym już nie klęknął,

Zapatrzonym w mroków.

 

Poruszamy kędy ołtarze wytarte amorowym winem,

W pięciu amfor pustych o żyrafich szyjach,

Pomnąc w nocy świtu kochankowy zamek,

Łojowym świecom i lampeczkom z wina.

 

Głuchych bram przestrzeni i wiszących arkad,

Zawodzeniem z bólu epok dni i martwot,

Szeregami trumiennego blasku  – katafalków,

Spojrzeniom –  głębokim po komnatach lęku,

Głuszca dźwięków…

 

Głuszca dzwonów wołam,

Ktoś i szarpie czule

Za sznury marionetek,

Topionych we winie.

 

A na dworze przywiedli malutką owieczkę

Za dwie szekle, rzucone w ofierze, serdecznej,

Jest trumienka mała owieczki i dziecka,

Przywiedli ją za mnie –

Lękiem ktoś wyczekał.

 

23 marca, 2017

 

 

II. Balladka rokokowa

 

W moc przyziemną gdy słowo nieskraplające,

Moczy zblakłe oczy i snuje psyche –

Szli ludzie kolejami,

Armie – całe narody, zastępy modlące,

Mruczeli oper mydlane wesołe pomruki –

Poprzez powietrzne mosty zwodzone,

Poprzez czarcie dotąd zamykane bramy,

Poprzez dotąd nie słyszane żelaznych dzwonów

Dźwięki zaszklone –

Szli ludzie kolejami…

Gdy śmiercią bladą sycił nagi księżyc,

W korytarzach anielscy trąbici,

W głowniach korytarzy pięknot

Czarcie piekło spełniało śpiewami

Kraciastej spódniczki,

Wicher Ambroży zamiatał tabuny zeschłych liści.

Gdy szli ludzie kolejami…

i wicher pieścił.

To bieg ostatni za nimi puste sal kolumnady,

Drabina sroma harmonii żartem półsłowa,

W dół już nie zechcą, ale to pół biedy –

Schody do nieba wkręcili sobie w ramiona,

A szli ludzie kolejami…

I zegarów tykanie obmarło ze strachów,

I którzy postawili wieżę jednymi drugich spychając –

jedni białą a drugą… czerwoną, szeroką,

 

Gdy szli ludzie kolejami…

I Bóg nad nimi szlochał…

Rozpacz matek tracących dzieci przed kwileniem,

Ostatnia baszta – czerwona – zamykała biały pochód

I niemy krzyk by zostać aniołem – kto skrzydłom zabronił,

Czy kiedyś będzie ludźmi szlochał?

A ja na baszcie najwyższej –

wieży szczęśliwej: święty spokój.

 

24 marca, 2017

 

 

III. Balladka o (głupich) gęsiach

 

Gdyby gęsi były syte dźwiękiem wątrób na raz,

A w kurniku chrapały świeżą kołdrą płynąc –

Na bezchmurne przestworza,

Wąskim gardzielom chadzałby żebrak głodny,

Ścieląc siebie wszędy grzędy niecnego mordowania,

W wypieku chłodny!

Za kratami przeznaczenia wzrasta jęk drzewa ścinanego miłością,

A drogami miast schodziłby w kierunki rzeki,

Tak stań żebraku chwil skradzionych chwalić,

Złością zapomnienia,

Ostatnimi jęki!

Kula u twej nogi kica królikom sytości,

Tak wychwalamy sytość – a o głodzie nie wspomnieć!

Strachu się najedzą żebracy i klechci.

Pogasły lęki i we wspomnieniach życia łzy,

Niezwyczajne zapomnieć!

W lustrzanych odbiciach widzę dzieci nierozumne,

Fleciki małe śpiewające błękitne skrzaty kandelabrów,

Światło wokół niosące,

W zaułki strzechy płonące,

I w kątki niewidzialnych dłoni śpiewu żadnym,

Żadnym żarnom!

W mrużeniu oczu do świec z wosku pszczelego,

Pod kratownicą grobów podeszłej matki,

Zagrajcież tokatami czyż i fugami w dzwonach serenadą,

Swego!

 

Zatem za dłoniom głuszców echem przybitym ukrzyżujcież,

Bym zagrał na krzyżu wszystko com wychował,

I był wolnym – wolnym samym – niosąc krzyk jak wzorzec?

Kogóż gonicie, kogóż stroszycie maczugami słowa,

Komóż firany żałobą kryjecie a twarzy słońca zacienieniem księżyca,

W zaćmach płaskich jak nóż, wycinaniem róż, i zbóż ze złota.

Bogaci wchodzą –

z trudnością tylko przez ucho igielne wielbłąda,

W feneberycznym bzdecie oczom zasłon dla wybranych,

A u dzieci nie ma oczu, bo są ślepe,

To żebracy spojrzeń płaskich poglądów,

I osądów… nadzwyczajnych…

O Panie! aleś poleciał.

 

24 marca, 2017

 

 

IV. Balladka o gwiazdach

 

W przydrożnych mętnawych bezimiennych barach

Są kibitki błahe i zagasłe,

Gdzie barmana cień wypala z schenkera

Przydrożnym drzewom i cieniom krople czasu.

W obrotach zatrzymań z obrotów ze dłoni

Śmiertelnie dyszymy,

W bezimiennych barach,

Cielesną powłoką zamętów i imion,

Gdzieś przy stolikach imion,

Ciągłych ludzkich zmagań,

Ciągle się pieścimy,

W bezimiennych barach…

Te bary to jego miłość zapatrzona,

A wiara, nadzieja wśród imion stolików,

Rozstawione zamętnie między dróg skrzyżowań,

Barmana słyszę wstrząsanymi z ręki

Ludzką śmierć, pragnienia – no i pożądania.

Czekamy więc w barach przy stolikach z imion,

Czasem banalnie myśląc w samotności,

Ileż to gwiazd przed nami odpłynie,

Ileż to dobra zmarnują niebiosy,

W bezimiennych barach…

Obce wizje miasta w pejzażach zamożnych,

Stukot echa koła kibitek prześnionych,

A noce gwieździste jakie są pocztówki,

Które dostajemy od ciebie znad morza…

A świat wyjęty w ramy kolorowe

Kartek prostokątnych,

 

Znad gór czy też z morza,

Widoki narodów, epok –

Przemodlonych świątyń,

Jechać! nic nie woła! – umarłem dla ciebie –

Tak dawno widziałem w oczach świat bez ramy,

Kibitkę szykować! – w lustrzanymi twarzy,

W bezimiennych barach…

Płynę obok myśli przydrożnych tragarzy,

Papierowych ludzików ze szklistymi oczy,

Bary bezimienne zatrzymane w głuszy,

Nikim mnie nie pomóc nie czekaj na rady,

Podróżuj wraz ze mną zostaw barów zjawy,

Kibitka nadchodzi kropić zamiast czarta,

Ciężary pejzaży smoków jak łańcuchy –

Spojrzeń w mirażach przesłaniają ciebie,

Ślepe serce bólu, bosa i prawdziwa –

Kibitka zatrzyma gdy na końcu drogi,

Barman zniknie z baru niebo wzniesie głosy,

Zagwiżdżą anieli rozdarte w patosie

Bezimiennych barów.

 

 

25 marca, 2017

Andrzej Feret

Andrzej Feret
Andrzej Feret
Wiersz · 6 kwietnia 2020
anonim